Recenzja filmowa nr 634: Państwo Rose (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 634: Państwo Rose (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i jnformacje o filmie

 

Od dnia, w którym się poznali, związek architekta Theo i szefowej kuchni Ivy był bardzo intensywny. Po dziesięciu latach wydają się być zgodnym małżeństwem z dwójką dzieci, choć wyraźnie różnią ich temperamenty i podejście do życia. Pewnej nocy gwałtowna burza stawia kariery zawodowe małżonków na głowie, co oczywiście nie pozostanie bez wpływu na ich małżeństwo. Stopniowo ich miłość przerodzi się w pretensje, niechęć, a w końcu nienawiść i walkę na noże (dosłownie!) o majątek.

Jeżeli ten opis brzmi dla niektórych znajomo, to dlatego, że jest to remake filmu Danny'ego DeVito z 1989 roku „Wojna państwa Rose” z Michaelem Douglasem i Kathleen Turner. I chociaż oba filmy przedstawiają gwałtowny w swoim przebiegu rozpad relacji dwojga ludzi, których niegdyś łączyło silne uczucie, to pokazują to w różny sposób. W najnowszej wersji, zanim dojdziemy do momentu, w którym małżonkowie w przededniu rozwodu zaczną rzucać w siebie przedmiotami, mamy szansę poznać ich od lepszej, spokojniejszej strony. Jesteśmy w stanie bez zastrzeżeń uwierzyć w ich miłość i wzajemne przywiązanie. Obserwujemy ich też na różnych etapach życia i to jak reagują na przeciwności losu. Zanim dojdzie do przemocy, minie trochę czasu.

To nie oznacza oczywiście, że mamy do czynienia z ciężkim dramatem psychologicznym. Wszystko to podane jest w lekkiej, komediowej formie, ale bez siłowego ładowania gagów dla rozładowania napięcia. Podoba mi się bardzo, że przy całym nagromadzonym tu humorze, problemy naszych bohaterów są namacalne i niewydumane. Z jednej strony śmiałam się więcej niż na najnowszej „Nagiej broni”, z drugiej, mimo śmiechu, nie straciłam z oczu wagi problemów tej pary. Reżyser cały czas trzyma fabułę w ryzach, pozwala się historii naturalnie rozwinąć i nie próbuje sztucznie podkręcić tempa. Dzięki temu, kiedy dochodzi do kulminacji wydarzeń, jesteśmy w pełni zaangażowani w konflikt bohaterów, z którymi zdążyliśmy się związać.

To wszystko by się jednak nie udało, gdyby nie fantastycznie dobrana obsada. Benedict Cumberbatch i Olivia Coleman dają z siebie wszystko i w pełni prezentują swój talent komediowy. Wydaje mi się, że niektóre padające tu kwestie nie miałyby aż takiego potencjału humorystycznego, gdyby wygłaszali je mniej utalentowani aktorzy. Przy takiej kombinacji dobrego scenariusza, sprawnej reżyserii i fantastycznego aktorstwa, musiała wyjść inteligentna, zadziorna komedia, przy której miło spędza się czas.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Jay Roach

Ocena: 7/10