Recenzja filmowa: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Przyznaję, że mało co pamiętam z prozy Tolkiena, dlatego nie przeszkadza mi fakt, że reżyser i współscenarzysta filmu Peter Jackson dołożył sporo wątków i bohaterów, by wydłużyć przygodę w Śródziemiu do granic możliwości. Ta część jednak ustępuje poprzednim filmom. Częściowo dlatego, że tytułowy bohater Bilbo Baggins, który stanowił zawsze główne źródło humoru w filmie, został zdecydowanie zepchnięty na drugi plan. Jasno daje się nam do zrozumienia, że epilog historii jest super poważny.

Jak zwykle dużo tu patosu i ujęć w zwolnionym tempie. Bohaterowie nie rozmawiają, tylko przemawiają, cedząc każde słowo. Tak jak mnie to jednak zazwyczaj drażni w innych produkcjach, tak tu doskonale wpisuje się w stylistykę i konwencję. W końcu to krasnoludy, elfy, orki i inne cudaki walczą na śmierć i życie. Więc mimo, że w niektórych scenach chciałoby się trochę spuścić powietrza, to ostatecznie przyjmujemy tę nieco nadętą epopeję z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Nareszcie rozumiem, po co był na siłę forsowany wątek miłości elficko-krasnoludziej. Natomiast na stole montażowym po raz kolejny zostawiłabym drewnianego Orlando"Legolasa"  Blooma, któremu zafundowano tu tak drastyczny lifting komputerowy, że ziejący ogniem smok Smaug wypada przy nim bardziej naturalnie. Zgodnie z tytułem film obfituje w dopieszczone do ostatniego kadru sceny batalistyczne. Poszczególne konfrontacje śmiertelnych wrogów ciągną się w nieskończoność, bo niezmordowane orki zachowują się jak Glenn Close w "Fatalnym zauroczeniu". Raz utopione, powstają i atakują dalej.

Trochę szkoda, że to już naprawdę koniec. Zawsze w perspektywie mieliśmy przecież kolejny film z tolkienowskimi bohaterami. Poza tym to kawał historii kina. Na szczęście kinematografia nie znosi próżni i na pewno hollywoodzcy magicy nie pozwolą nam długo tęsknić za podobnymi wrażeniami.

(Ala Cieślewicz)

Obsada:
Martin Freeman
Ian McKellen
Richard Armitage
Luke Evans
Orlando Bloom
Evangeline Lilly
Lee Pace
Ken Stott

 

Poprzednie recenzje: